Gdybym bawił się w skojarzenia i miał dopasować browar do kraju, pierwszym, jaki kojarzy mi się z Belgią, jest Leffe. Z kilkuwiekową tradycją, łączącą ze sobą receptury średniowiecznych mnichów, wielowiekowe doświadczenie najlepszych piwowarów i nowoczesną recepturę, browar zyskał status kultowego i jednego z najbardziej liczących się na polu europejskiego birofilstwa.
Słynne i rozpoznawalne butelki piw z Leffe coraz częściej można zauważyć na polskich półkach, nie tylko specjalistycznych sklepów, ale i sieciowych delikatesów. Postanowiłem spośród rodziny Leffe wybrać podobno najtrudniej dostępny produkt – „fioletowe” Leffe Vieille Cuvée.
Belgian strong ale, bo taki styl reprezentuje Vieille Cuvee, charakteryzuje się, oprócz relatywnie dużej mocy, także sporym natężeniem aromatów, przy stosunkowo małej goryczce, sięgającej 50 IBU. Wiele obiecywałem sobie przed degustacją, jednak nie wszystko spełniło moje oczekiwania.
Aromat po otwarciu butelki nie zachwyca, zbliżony jest bardziej do wysokoprocentowego lagera, jedyne co przebija się przez woń alkoholu i słodu to delikatne aromaty pestkowe, wiśni czy moreli. Piana po nalaniu do szklanki jest tyle obfita, co szybko znika, piwo jest przejrzyste, dobrze nagazowane, w przyjemnym, ciemno bursztynowym kolorze. Aromat w szklance nie różni się wiele od butelkowego, da się wyczuć ponadto nutę korzenną. Na skórze dochodzi do niej zapach ciemnego chleba.
Pierwszy łyk – i już poczułem się odrzucony – mimo dużej zawartości alkoholu – 8,2 % objętości, w smaku czuć go znacznie więcej. Bardzo szybko rozgrzewa, jednak nie jest to bardzo przyjemne odczucie. Alkohol właściwie dominuje cały smak piwa, od delikatnych nut goździków, cynamonu, kolendry, przez pestki wiśni, po słodycz karmelu. Moim zdaniem bardziej to piwu przeszkadza, niż je wzbogaca. Finisz jest bardzo intensywny, bardzo przypomina finisz w koniakach, w ustach jeszcze długo pozostaje alkohol. Nie można odmówić piwu jednak kremowej konsystencji, która zachwalana jest na etykiecie.
Producent podaje, że dodał jako przypraw kolendry i skórki pomarańczy. O pierwszej już wspomniałem, gdzieś tam się przedziera, jednak cytrus w smaku nie pojawia się wcale, a i w zapachu trzeba postarać się by go znaleźć. Sam dostrzegłem owoc dopiero po przeczytaniu etykiety.
Podsumowując: jestem dosyć rozczarowany. Mój kumpel, który na piwach nie zna się wcale, stwierdził, że wali wódą. Ja będę bardziej subtelny. Spodziewałem się dzieła z bogactwem aromatów (93/100 na ratebeer dodatkowo mnie zachęcił), a dostałem mocne, za mocne, zbyt zdominowane alkoholem.
Jak na recepturę z bodajże XII wieku okazuje się nadzwyczaj słabe. Dużo lepiej spróbować Leffe Blonde, czy Brune, odpowiednio: belgijskie pale ale i dubel, które są klasą samą dla siebie. Ja wracam do ukochanych porterów, które choć mocniejsze niż opisywany dzisiaj strong ale, pije się przyjemniej i łatwiej. Nie bawiąc się w szczegółowe oceny dla aromatu, koloru czy smaku, przyznaję szóstkę.
Ocena: 6/10
Pojemność: 0,33l, butelka kapslowana
Alkohol: 8,2% obj
Gdzie: Alma, Focus Mall, Bydgoszcz
Ile: 8,99 zł
Skład według producenta (naklejka w języku polskim):
- Słód jęczmienny,
- Przyprawy (kolendra, skórka pomarańczowa)
Recenzję napisał Sidd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz