środa, 1 października 2014

Pierwsza Pomoc


Nienawidzę lagerów. Są dla mnie największą zbrodnią wyrządzoną całemu piwowarstwu. Symbolem niskiej jakości i niskiej ceny, tandety, żenady i wstydu, który towarzyszy mi za każdym razem, gdy stykam się z peanami na ich cześć, czy to przez marne koncerny produkujące przetwory piwne, czy przez ”znafcuf”, wychwalających pod niebiosa trunek z Janosikiem nad taki ze zwykłym góralem i odwrotnie. Oczywiście, nie uważam się za znawcę piwa, może za 20 lat będę ku temu aspirował, ale jak dotąd nie wypiłem tysiąca różnych piw, ba, nawet nie wypiłem pięciuset. Jednak staram się sukcesywnie poszerzać chmielowe horyzonty i razi mnie masa pozbawionych smaku i aromatu lagerowych produktów na polskich (ale i światowych) półkach. Dobrych lagerów ze świecą szukać i jeszcze żaden mnie nie przekonał do polubienia gatunku (nawet niezłe Jurajskie z Ostropestem), także niezbyt przychylnie podchodziłem do recenzji nowego dziecka Pinty. Cały czas towarzyszyło mi przekonanie „nawet jak niezłe, to i tak minus dwa oczka za jasne pełne”. Ale

Pierwsza Pomoc powstaje w browarze Zarzecze, które kojarzyłem przede wszystkim z współpracy z Birbantem. To solidne miejsce i trzymam za nich kciuki, bo zasługują na rozwój. Nowy jasny lager powstał z następujących składników: słodów od Weyermann: pilzneńskiego i monachijskiego II, Caramunicha i Carapilsa. Chmiele w całości są polskie, to dobrze znane Marynka i Lubelski, z drożdży wybrano Saflager W 34/70. Czyli typowo, lagerowo, tak jak powinno być według starych i powszechnych receptur, a czego nie ma w koncerniakach. To znaczy jest. To znaczy nie wiem. Prawie nikt nie wie. Niemniej receptura idealna by powstał dobry lager.

Po otwarciu butelki, przede wszystkim czuć kwaśny aromat, ale nie jest on nieprzyjemny, bardziej to zachęcająca kwaskowość. Po nalaniu dochodzi wyrazisty aromat słodowy. Na dłoni wyraźnie czuć świeżo pieczone bułki. Piana jest umiarkowana, utrzymuje się tyle ile powinna, nie jest zbyt agresywna, bo i nagazowanie jest dobre, widać że powstało naturalnie, a nie przez dodanie dwutlenku węgla przed rozlaniem do butelek. Żółty kolor lagera wpada w słoneczny pomarańczowy, samo piwo jest półmętne, jak dobry, restauracyjny pils

Pierwszy łyk – i zaskoczenie. Mimo zapowiadanego 33 IBU, czuć mocną goryczkę. Istotną, wyrazistą, lekko wpadającą w cytrynę, ale nie w inne, znane chociażby z pszenicznych czy ale nuty cytrusowe. Oczywiście dominuje i na pierwszy plan wysuwa się słodowość, cały czas czuć smak świeżo wypieczonego, jasnego chleba czy bułeczek, bardzo przyjemny, zachęcający, czuć nieco drożdżami piekarskimi. Goryczka utrzymuje się długo, ale w ustach pozostaje głównie łagodny aromat, minimalne nuty maślane, ale w żaden sposób nie syntetyczne czy takie, które mogłyby przeszkadzać w odbiorze. Piwo jest lekkie, 10,5/4,1% to nie powalająca liczba, ale to też bardzo dobrze, nie ma tu aromatów dolewki mocnego alkoholu, co z pewnością dyskwalifikowałoby produkt.

Pinta tradycyjnie, obok podania temperatury serwowania i polecanego szkła, poleca piwo do kiełbasek, pizzy i jajecznicy. Jako uzupełnienie imprezowego jedzenia sprawdzi się doskonale. I będę po nie sięgał właśnie w takich momentach – kiedy fajnie, jakby było tu piwo, ale w sumie nie ma takiego co mogłoby być… Tak, tutaj sięgnę po Pierwszą Pomoc, bez degustowania będę mógł uraczyć się czymś, co nie budzi niesmaku czy obrzydzenia. Co byś bez niej zrobił? pyta butelka. Przeżyłbym, ale spośród lagerów będę siegał po nią właśnie. I z całego serca wszystkim to polecam.

Ocena: 7/10
Pojemność: 0,5l, butelka kapslowana
Alkohol: 10,5% wag, 4,1% obj.
IBU: 33
Gdzie: E.Leclerc, Bydgoszcz
Ile: 5,39 zł
Skład według producenta:
Słody Weyermann: pilzneński, monachijski (II); Carmunich, Carapils
Chmiele: Marynka (PL), Lubelski (PL)
Drożdże: Saflager W 34/70



Recenzję napisał Sidd.


2 komentarze: